Strona główna / Artykuły / Darwinistyczna cancel culture. O których ustaleniach NAUKI ewolucjoniści nie chcą słyszeć?

Darwinistyczna cancel culture. O których ustaleniach NAUKI ewolucjoniści nie chcą słyszeć?

Rozpoczynając cykl dzisiejszych prelekcji, o. dr Michał Chaberek OP uporządkował typologię nauk, na tle których plasuje koncepcja inteligentnego projektu, w swoim wystąpieniu Teoria inteligentnego projektu a teologiczna tradycja Kościoła.

Starożytni poganie, jak przypomniał, poszukiwali arche – zasady całej rzeczywistości. Jedni mówili o doskonałym świecie idei, jak Platon, z demiurgiem, który ukształtował świat naturalny zgodnie z odwiecznymi ideami. Inni, jak Arystoteles, twierdzili, że świat jest odwieczny tak jak Bóg, który go ukształtował – brak u niego idei stworzenia, jest tylko nieruchomy „poruszyciel”. Z kolei atomiści (Demokryt, Epikur, Empedokles) twierdzili, że świat składa się z chaotycznych atomów, które spontanicznie tworzą rzeczywistość – wywodzili istnienie z poziomu chaotycznego ruchu cząstek i to do nich najbardziej podobna jest teoria Darwina.

Z pozycji biblijnej możemy mówić o poznaniu Boga rozumem przyrodzonym. Potwierdzenie tego, że bez objawienia można poznać Boga jako przyczynę istnienia znajdziemy m. in. w Księdze Mądrości, która mówi, że patrząc na dzieła, poznajemy Twórcę. Mamy więc niejako dwie księgi – „księgę przyrody” i księgę nadprzyrodzoną, Pismo Święte. Źródłem obu tych ksiąg jest ten sam Bóg – Stwórca i Objawiciel – i dlatego te księgi nie mogą sobie przeczyć, raczej się uzupełniają, choć nie można jednej zastąpić drugą, w żadną stronę. Stąd wywodzi się rozumienie relacji między wiarą i nauką. Sobór Laterański V (1513) potwierdził, że prawda nie może przeczyć prawdzie, więc jeżeli coś sprzeciwia się prawdzie wiary, nie może być prawdziwe – powtórzył to później między innymi Sobór Watykański I. Druga konstytucja tegoż soboru była poświęcona właśnie kwestii, że Boga jako początek i cel wszystkich rzeczy na pewno można poznać z rzeczy stworzonych naturalnym światłem rozumu ludzkiego.

To jest poziom teologii i filozofii. Natomiast teoria inteligentnego projektu zbliża się bardziej do nauk przyrodniczych, twierdząc, że ów „projekt Boga”, jakim jest misternie funkcjonujący świat, można poznać za pomocą metod naukowych.

Na podstawie św. Tomasza z Akwinu, jak podkreślił o. Chaberek, można wykazać dwie rzeczy (choć przyroda była w dużej mierze zagadką dla ówczesnych ludzi): nauka Akwinaty i inteligentny projekt są do pogodzenia oraz że uzupełniają się nawzajem.

Jak dowodził William Dembski, pojęcie wnioskowanie o projekcie, a więc odczytywania z natury jego prawideł – przesłanka, że wszystko, co jest zaprojektowane, musi mieć projektanta – jest zgodne z tzw. piątą drogą św. Tomasza, która mówi, że wszystkie rzeczy „przestrzegają” praw natury, choć nie mają intelektu, więc musi być inny intelekt, który porządkuje ich działania.

Wszystkie dziedziny wzajemnie się uzupełniają. Teologia mówi o istnieniu Boga jako prawdzie objawionej, filozofia omawia argumenty z projektu (założenia), zaś nauki przyrodniczą posiadają aparat, by prowadzić proces wnioskowania z projektu (dostarczając m. in. dowodów za koncepcją nieredukowalnej złożoności).

 

Ewolucja czy… DEWOLUCJA?

Istotnym dowodów na nieprawdziwość teorii ewolucji, a szczególnie jej aspektu związanego z doborem naturalnym, dowodzą badania mutacji, które mają służyć obronie przed chorobami, a konkretnie badania nad budowaniem odporności na malarię.

W tej kwestii, jak podkreślił prof. Michael Behe (autor wykładu Dewolucja. Mechanizm Darwina działa głównie poprzez utratę informacji genetycznej i wskazuje na projekt), mechanizm Darwina działa – do pewnego stopnia – ale poprzez marnowanie informacji, a nie jej dobudowywanie.

Za czasów Darwina, mówił prelegent, poczyniono pewne osiągnięcia, ale życie nie było znane tak jak dzisiaj, szczególnie w kwestii jego źródeł na poziomie komórkowym, molekularnym; nie była znana strukturalna budowa DNA. Dopiero potem odkryto, że życie opiera się na „maszynach” zbudowanych z molekuł.

Dlatego, jak sugeruje prof. Behe w swojej książce Granice ewolucji, zamiast przyjmować pomysły ewolucjonistów na wiarę, należy raczej badać dowody, które potwierdzałyby, że rzeczywiście tak się dzieje. Najlepszym dowodem na rzeczywiste działanie ewolucji możemy znaleźć w badaniach nad malarią, którą powoduje zarodziec sierpowaty, dobrze przebadany pierwotniak, dzięki czemu otrzymujemy doskonały materiał porównawczy.

Malaria spowodowana przez organizm jednokomórkowy przenoszony przez komary kopiuje się w organizmie i przyczepia się do czerwonych krwinek. W ciągu tego procesu może doprowadzić do pożarcia dużej części krwi. Choroba ta od dziesięciu tysięcy lat towarzyszy człowiekowi, a odpowiedzią organizmu są mutacje w genomie ludzkim, które pomagają przetrwać. Tworzy się hemoglobina sierpowata i w tym wypadku mutacja pomaga zakażonej osobie poradzić sobie z chorobą. To by potwierdzało ewolucję darwinowską, mówiącą, że organizm zmienia się w związku z doborem naturalnym.

Ale jeżeli przyjrzymy się krwinkom czerwonym w formie sierpowatej (zarażonej przez malarię) i normalnej – kontynuował prelegent – wtedy widzimy, że zdrowe komórki są elastyczne i mogą podróżować po organizmie, podczas gdy sierpowate są sztywne i potrafią blokować przepływ krwi (anemia sierpowata to choroba, która się z tym wiąże).

Jaka zmiana następuje wówczas na poziomie molekularnym? Jest to zmiana w genie hemoglobiny, która może prowadzić właśnie do anemii sierpowatej. Cząsteczka hemoglobiny jest bardzo złożona. Tylko jedna pozycja w sieci aminokwasów zmienia się w wyniku mutacji – jest to aminokwas, który nie lubi wody, więc ta cząsteczka hemoglobiny przyłącza się do innych, by unikać kontaktu z wodą i tak zaczyna obrastać w takie cząsteczki, które pokrywają komórkę włóknistą masą i mogą prowadzić do uszkodzenia komórki.

Następuje malutka zmiana w bardzo złożonym białku. Osoby z cechą krwinek sierpowatych są chronione przed malarią, ale jeżeli mają ich za dużo, chorują na anemię sierpowatą (a więc mutacja tyle pomaga, co szkodzi). Ale są też inne mutacje (jak np. alfatalasemia), które uszkadzają geny.

Najistotniejsze – w kontrargumencie do pomysłów ewolucjonistów – jest to, że te mutacje nic nie dodają, jedynie eliminują te rzeczy, które istniały wcześniej. Jest to proces, który nie buduje maszynerii molekularnej, ale ją redukuje.

Darwin powiedziałby bowiem, że mutacje budują nową maszynerię, ale nawet gdy mamy potężną presje na organizm spowodowany chorobą (dobór naturalny), to zmiany genetyczne nie są duże, występują jedynie maleńkie punktowe mutacje – nic nowego się nie tworzy.

Dane te, jak zaznaczył profesor, są dowodem na to, że rzekoma ewolucja, o której mówią darwiniści, nie jest w stanie tworzyć nawet nowej „maszynerii” w obrębie jednego organizmu – a tym bardziej nowych organizmów, jak twierdzi teoria ewolucji.

Nie jest to zresztą pierwszy przykład zmyślenia jakiejś teorii naukowej. Prof. Behe podał przykład, jak fizycy w XIX wieku obliczali gęstość eteru światłonośnego do kilku miejsc po przecinku, podczas gdy potem udowodniono, że eter nie istnieje – jest dziełem ludzkiej wyobraźni.

Jak wskazał uczony, nauka rozwija się, gdy dysponuje osiągnięciami techniki – co miało miejsce choćby w przypadku użycia mikroskopu w biologii. Dziś mamy możliwość sekwencjonowania DNA, co jest ważne w kwestii rozumienia ewolucji, bo mutacje to zmiany w cząsteczkach DNA, więc żeby zrozumieć, jakie są ograniczenia teorii ewolucji, musimy śledzić te zmiany. Wcześniej nie było to możliwe. Dopiero jakieś 20 lat temu stało się to możliwe – a więc wszystkie pomysły dotyczącego tego, jak ewolucja rzekomo posuwa się naprzód sprzed tego okresu są spekulacjami pozbawionymi najbardziej niezbędnych danych – podkreślił prof. Michael Behe.

W oparciu o współczesne odkrycia naukowe profesor mówił o tzw. pierwszej zasadzie ewolucji adaptacyjnej, która zakłada, że aby doszło do rzekomej ewolucji, musi dojść do stępienia jakiegokolwiek funkcjonalnego elementu kodowanego, czyli genu bądź obszaru kontrolnego, jeżeli jego utrata doprowadzi do korzyści netto pod względem przeżycia. Krótko mówiąc, jeżeli organizm ma przystosować się do jakiegoś zagrożenia, to musi się zubożyć genetycznie (dewoluować), a nie ewoluować. Tego samego dowiodły badania Richarda Lenskiego nad obroną organizmu przed bakterią E. coli.

Co istotne, istnieją w tej kwestii dowody nie tylko z obszaru radzenia sobie organizmu z chorobą, ale nawet zmian „ewolucyjnych” pomiędzy gatunkami zwierząt.

Darwiniści podają ilość ras psów jako przykład dostosowania do selekcji naturalnej – ale tej kwestii również nie rozumieli na poziomie molekularnym. Dopiero niedawno zbadano DNA setek ras psów. Jakie mutacje okazały się istotne? W tej kwestii również dowiedziono, że większość z nich degraduje kod genetyczny, a nie tworzy nic nowego.

To samo pokazały badania nad rzekomą ewolucją niedźwiedzi polarnych. W ciągu kilkuset tysięcy lat wyewoluowały one od niedźwiedzi brunatnych – ale również wysekwencjonowano oba genomy i okazało się, że 80 procent to geny, które zostały uszkodzone albo osłabione – np. gen rozpadał się i nie pozwalał, by futro było pigmentowane, stąd biały kolor.

Ustalenia współczesne nauki dowodzą zatem, że mechanizm darwinowski działa przez marnowanie materiału genetycznego dla osiągnięcia doraźnych korzyści – jego efektem jest struktura genetyczna opierająca się na zmianach negatywnych, dekonstrukcyjnych, a nie tworzeniu czegokolwiek nowego. Kwestia naturalnego ewoluowania życia na ziemi staje więc tym trudniejsza do udowodnienia.

 

Darwinizm jest po prostu… nagi

Ostatnią częścią programu wystąpień były świadectwa wygłoszone przez dwóch prelegentów – prof. prof. Richarda von Sternberga i prof. Michaela Behe’go. Uczeni w piękny i osobisty sposób mówili o swojej drodze wiary – czy też od niewiary do wiary – a także o perypetiach związanych z napiętnowaniem przez środowisko naukowe za mówienie o ustaleniach naukowych dostarczających dowodów przeciwko czerpanym w większości z wyobraźni koncepcjom ewolucjonistów.

Jako pierwszy świadectwem podzielił się prof. von Sternberg. Jak się tu znalazłem – intelektualnie? Co doprowadziło mnie od fakultatywnego ateizmu do moich obecnych przekonań religijnych? – zapytał. Początkowo darwinizm, a konkretnie badania nad śmieciowym DNA, skłoniły go do ateizmu. Myślał on: Skoro ta teoria przewidywała, że tyle DNA jest niefunkcjonalne, moim zdaniem przemawiało to za ateizmem. Jest to powszechny argument darwinistów, że Bóg nie brał udziału w stwarzaniu świata, bo widać wszystkie błędy w kodzie genetycznym.

Drugim doświadczeniem było zetknięcie się z matematycznymi teoriami informatycznymi, które podważyły już teorie darwinistyczne. – Chodziłem do szkół religijnych i katolicyzm w latach 60. był podzielony na dwa rodzaje: jeden reprezentował ksiądz pochodzenia irlandzkiego, który przekonywał, że Kościół jest narzędziem sprawiedliwości społecznej (teologia wyzwolenia); drugi wyglądał tak, że przed rozpoczęciem Mszy ksiądz mówił o golfie, o bingo i lunchu ze spaghetti – było bardzo przyziemne, bardzo „burżuazyjne”. Więc kiedy miałem 15 lat byłem rozczarowany, miałem profesora, który mówił o błędach Nietzschego i dlaczego nie powinniśmy go czytać – natychmiast zacząłem czytać Poza dobrem i złem i Richarda Dawkinsa, reszta klasy też w to wierzyła – mówił profesor.

Ale kiedy zaczął kwestionować te teorie, natknął się na dzieło św. Atanazego o wcieleniu Chrystusa: Natknąłem się na chrześcijaństwo, którego nigdy mi nie przedstawiono, w zamian za to otrzymywałem bardzo rozrzedzony i niesmaczny rosół, a nagle otrzymałem stek i szampana – zacząłem czytać Ojców Kościoła. W Nowym Jorku było mnóstwo kościołów katolickich, w tym greckie, profesor zaczął więc rozmawiać z księdzem z obrządku rusińskiego, odbył spowiedź i był, jak wyznaje, znowu w owczarni.

Sprawy zaczęły się załamywać, bo pracował wówczas w Smithsonian Institutes – w czasopiśmie, które omawiało właśnie O pochodzeniu gatunków Darwina i implikacje tamtego dzieła. Jednocześnie w Muzeum Historii Naturalnej było wiele debat na temat inteligentnego projektu – profesor zaczął prowadzić rozmowy i mimowolnie wchodzić w temat; jako redaktor czasopisma postanowił poddać przeglądowi argumenty jednego z autorów opowiadających się za inteligentnym projektem.

Artykuł zebrał 3 pozytywne i 2 negatywne recenzje, więc Richard opublikował artykuł. Ale wówczas… rozpętało się piekło. Jeden z wysoko postawionych pracowników powiedział, że odetnie wszystkie fundusze na badania, jeżeli ktoś będzie z nim współpracował. Więc w ciągu 24 godzin stałem się duchem, stało się to przedmiotem rozprawy sądowej, powstała nawet komisja w Kongresie, która ostatecznie orzekła na moją korzyść. W tamtym okresie pewien ksiądz z Europy wschodniej powiedział mu, że powinien odwołać politycznie swoje poglądy, lawirować, żeby zachować przychylność środowiska i stanowisko. Pomyślałem: bzdura. Nie zgodziłem się na taki kompromis  wyznaje.

– Mogłem albo wycofać się albo stracić kolegów i być zaszufladkowanym; zdecydowałem się posłuchać własnego serca i powiedzieć: To mi mówi mój rozum i w to wierzę – to umocniło moją wiarę. Wracając do św. Atanazego i jego dzieła Contra mundum, gdzie zwalczał herezję Ariusza, Dlatego zakończę: od Nietzschego dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, epitafium na jego nagrobku brzmiało „Walczył przeciwko swojej epoce” – można zatem w pewien dziwny zestawić Atanazego z Nietzschem – zakończył żartobliwie prof. Richard von Sternberg.

Z kolei prof. Michael Behe, jak opowiadał, urodził się w rodzinie katolickiej – aż do liceum włącznie uczył się w szkołach religijnych. Mój tata miał biuro w centrum, w każdy czwartek przywoził piwo, siedzieli z mamą do późna w kuchni – jak byliśmy starsi, też mogliśmy im towarzyszyć. Były rozmowy o polityce, sporcie itd. Ale nie było rozmów o ewolucji. Nie był to interesujący temat dla katolików w USA. W liceum uczono biologii, że Bóg stworzył życie i mógł to zrobić w dowolny sposób, w jaki chciał, a dzisiaj najlepszą teorią jest ewolucja darwinowska. Wtedy myślałem: co mnie to obchodzi. Byłem z pobożnej rodziny, nie zagłębiałem się, nie szkodziło to mojej wierze. Płynąłem z prądem, byłem pewnie teistycznym ewolucjonistą, bezrefleksyjnym – mówił.

Po studiach podyplomowych w Narodowych Instytutach Zdrowia profesor dzieliłem biuro z pewną katoliczką, której brat był księdzem. Pewnego razu rozmawiali o tym, czego potrzeba, by zaistniało życie? DNA – ale ono jest zbudowane białek – a one potrzebują jakiejś membrany, która będzie je utrzymywała – a to wszystko wymaga metabolizmu.

Nie pociągnęli tematu, ale potem nasz prelegent przeczytał pracę Michaela Dentona o ewolucji, który był agnostykiem, ale denerwowało go, że darwiniści nie widzą problemów w swojej własnej teorii. – Napotkałem problemy, z którymi wcześniej się nie spotkałem. Kiedy zamknąłem tę książkę, byłem wściekły – pomyślałem, że przez tyle lat wierzyłem w coś nie dlatego, że istniały poważne argumenty, ale bardziej z powodów socjologicznych: wierzysz w to, bo w to się dziś wierzy – wspominał.

Wówczas zaczął poszukiwać w czasopismach jakiegokolwiek wyjaśnienia dla pomysłów Darwina i jego spadkobierców. Byłem w szoku, bo nie było absolutnie nic, co udowadniałoby ewolucję układów złożonych – wszystkie artykuły okazały się zbiorem spekulacji. Pomyślałem: ja chcę prawdziwych dowodów eksperymentalnych – dodał. Im bardziej badał temat, tym bardziej widział, że dowodów naukowych nie ma: Że to fasada, wioska potiomkinowska.

Ktoś narzucił tę teorię sto lat temu zanim w ogóle odkryto DNA! Następnie narzucono to jako aksjomat i potem zadano pytanie: po co udowadniać oczywistość? Tymczasem z naukowego punktu widzenia patrzymy na organizmy, na ich budowę i zapisaną w niej celowość i staje się jasne, że za tym stoi jakiś projekt. Prelegent kontynuował: Zacząłem się kontaktować z innymi badaczami, zajmującymi się inteligentnym projektem – były to późne lata 80. – pomyślałem: darwinizm się mylił i gdy słyszałem odpowiedzi darwinistów i śledziłem nowe wyniki badań naukowych moje przekonanie tylko się wzmacniało. Rzekome dowody darwinistów jeszcze bardziej utwierdzały go w przekonaniu o braku ich poparcia w dowodach naukowych.

Na koniec prof. Behe wyraził przekonanie, że inteligentny projekt zostanie w końcu uznany przez naukę. – Nie dlatego, że my badacze mamy takie argumenty, ale dlatego, że same dane nas do tego prowadzą – im więcej wiemy o przyrodzie, tym bardziej wskazuje ona na coś poza sobą samą, na jakiś intelekt, i nie można tego w kółko negować.

Trzy dni konferencji podsumował prezes Stowarzyszenia im. Księdza Piotra Skargi Sławomir Olejniczak. – Wielka radość, która wyraziła się w długich i gromkich oklaskach na koniec, potwierdza empirycznie to, co mówił św. Tomasz z Akwinu: człowiek nie może zaakceptować jako prawdę dwóch sprzecznych twierdzeń. Jeżeli teoria ewolucji prowadzi do takich twierdzeń, również sprzecznych z naszą wiarą, to szukamy innych odpowiedzi. Poza tym teorie darwinistyczne nie są już w stanie wyjaśnić nowych danych, które pojawiają się w nauce, stąd inteligentny projekt staje się nową wizją, nowym sposobem ujęcia zjawisk biologicznych w szerszej perspektywie, bez obawy, że będzie to sprzeczne z naszą wiarą – mówił. Prezes Olejniczak podziękował prelegentom, że nie bali się wiele lat temu wystąpić w swoich środowiskach – jak owo dziecko w baśni Nowe szaty cesarza – i pokazać, że darwinizm jest po prostu nagiNależy mieć nadzieję, że walcząc o prawdę, dojdziemy w końcu do zwycięstwa – zakończył.

oprac. Filip Obara

JUŻ WKRÓTCE LICZNE RELACJE WIDEO Z CAŁEJ KONFERENCJI. SERDECZNIE ZAPRASZAMY


OSTATNIO NA PORTALU

WARTO OBEJRZEĆ
 
PARTNERZY SERWISU
 
 
WESPRZYJ NAS
 
Wesprzyj Wiarę i Naukę !
Polacy potrzebują prawdy !


Nasz serwis to ewenement w skali kraju. Publikujemy
prace naukowe, opinie i relacje z wydarzeń ogniskujących
się wokół problematyki stworzenia świata
i teorii ewolucji. Twoje wsparcie wykorzystujemy
w pełni na rozwój i promocję serwisu

WiaraiNauka.pl.

Jaką kwotą możesz nas wesprzeć?

 

 

 

Dopomóż nam już teraz do utrzymania i rozwoju serwisu,

który propaguje niezależne badania naukowe i publicystykę

łączącą świat nauki i sferę wiary.

WSPIERAM KWOTĄ